07:49

07:49

Luksusowo: obiad U Fukiera :)




Nazbierało nam się z mężem od początku lipca do końca września okazji do uczczenia i do sprawiania sobie prezentów, więc postanowiliśmy pod koniec września wszystko to załatwić za jednym zamachem i zakosztować luksusu, a konkretnie wybrać się do takowej restauracji.
O  naszej, sprzed ładnych paru lat, wizycie U Wierzynka w Krakowie napiszę może w poście o luksusie, z którego napisaniem noszę się już od dawna, grunt, że w Warszawie z luksusem i zaporowymi cenami kojarzą mi się dwie Restauracje - właśnie Fukier na Rynku starego Miasta, i Belvedere w Łazienkach (ta musi poczekać na kumulację okazji w przyszłości :) i to wg mnie jest top polskich restauracji w moim prywatnym rankingu - w których wizytę na pewno i z góry można przyrównać do interesującej podróży i bez wahania dopinam do tego posta etykietę "Podróże".  No i - również w moim mniemaniu - drożej to już nie będzie [nigdzie indziej - jeśli o restauracje chodzi].
Oglądamy Kuchenne Rewolucje i jak dotąd byliśmy w jednej restauracji po takowej rewolucji  - w Chełmie.
Teraz przyszła kolej na odwiedziny w jednej z restauracji będących własnością Magdy Gessler - czyli Fukiera właśnie. Wybraliśmy ją kierując się jednak tradycją lokalu, nie jego właścicielem.

"Dzieje tego niezwykłego miejsca sięgają początków XVI wieku. Słynny handlarz winami, Grzegorz Korab, zbudował wtedy na warszawskim rynku kamienicę a w jej piwnicach otworzył skład z winami. Rodzina Fukierów pojawiła się w gronie właścicieli na początku XVIII wieku i przez kolejne lata odkładała najstarsze i najprzedniejsze wina, które przez wieki zdobiły imponującą kolekcję. W XIX w. był to już zbiór najstarszych win na świecie. Jej koniec nadszedł w w 1939 roku, kiedy po zajęciu Warszawy naziści ogołocili fukierowskie piwnice. Po wojnie kamienica “U Fukiera” została odbudowana w pierwszej kolejności. (...)
Fukier scala pozornie odległe od siebie światy i przestrzenie. Gości wielkich polityków, arystokrację, artystów i dziennikarzy. Wspólnym mianownikiem wszystkich odwiedzających jest chęć poznania prawdziwej Polski – jej smaku, zapachu i koloru. To właśnie poszukiwanie smakowej odrębności gromadzi przy naszych stołach tak wielu znakomitych gości. W 1991 roku bawiła w Warszawie księżniczka Anna Mountbatten-Windsor, angielska księżna królewska. Oszołomiło ją stworzone specjalnie dla niej przez Magdę Gessler białe menu, na które złożyły się między innymi krem z białych warzyw z bitą śmietaną, selerem, porem i młodym ziemniakiem, cielęcina pieczona w maśle i białym winie, podana z musem szparagowym oraz postna pascha bez żółtek, z sokiem z cytryny. To tu Felipe González spotkał się w 1993 roku z ówczesną polską premier Hanną Suchocką i zachwycił się hiszpańską flagą ułożoną z arbuzów i pomarańczy nie mniej niż smakiem polskiej kaczki z jabłkami. To „U Fukiera” Jej Królewską Mość Małgorzatę II, królową Danii z dynastii Glücksburgów oczarował aromat polskich prawdziwków. W 1995 roku Icchak Rabin dziękował tu Magdzie za smak ogórków kiszonych z prawdziwym, polskim chrzanem, tu wreszcie przy niemal każdej okazji wizyty w Polsce stołuje się Madeleine Albright, częstokroć w towarzystwie Zbigniewa Brzezińskiego. Roman Polański zachwycony jest za każdym razem smakiem fukierowego barszczu z kołdunami z lubczykiem, zaś Claudii Schiffer najbardziej smakują tu polskie śledzie. Przy fukierowskich stołach zasiadali również Javier Solana, Henry Kissinger, Catherine Deneuve, Naomi Campbell a także królowa Hiszpanii, Sophia.
Dziś restauracja „U Fukiera” jest jedyną, historyczną restauracją w Warszawie, która bezkompromisowo kontynuuje tradycje nie tylko przedwojenne ale i te sięgające XVII wieku." 
http://ufukiera.pl/odkryj-fukiera/

Po więcej informacji i zdjęć ciekawych odsyłam na http://ufukiera.pl/

Poniżej przedstawiam moje zdjęcia, których jakość pozostawia niestety wiele do życzenia z powodu chociażby sprzętu, którym dysponuję i nastrojowego (czytaj: za słabego na mój aparat fot.) oświetlenia wnętrza lokalu. Myślę jednak, że i moje zdjęcia, informacje i ten post  dadzą Wam jakiś pogląd i ogląd.

Milion razy widzieliśmy tę restaurację z zewnątrz, jednak nigdy nie przyszło nam do głowy tam wejść, i muszę przyznać że byłam nawet trochę onieśmielona w drodze do niej... :)







Teraz odwrotnie, mogliśmy zobaczyć Starówkę z nieznanej nam dotąd perspektywy..



Muszę powiedzieć że to pierwsza sytuacja, kiedy zapach lilii mnie nie dusił, nie zemdlił, i nie kojarzył się z pogrzebem- może dlatego, że - już przed drzwiami restauracji - było czuć również smakowity zapach jedzenia.

Uczucie onieśmielenia minęło mi zaraz za drzwiami, gdyż obsługa była tak miła, a wnętrze tak ciepłe i przytulne, że zapomniałam o skrępowaniu.

Wnętrze restauracji jest przytulne, kolorowe, pełne przeróżnych rzeczy i obrazów, żywych kwiatów i nie ma w nim kawałeczka białej ściany. W tym kojarzy mi się nieco - i w dużej ilości zieleni w sali, w której siedzieliśmy -  z Jamą Michalikową w  Krakowie, a raczej z jej [tylko!] wystrojem.






Ku mojemu zdziwieniu w restauracji jest klatka z papużką falistą - pierwszy raz widziałam coś  takiego, ale muszę powiedzieć, że stylistycznie ten mały lokator i jego klatka bardzo pasują do wystroju wnętrza, o którym można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest proste minimalistyczne i nieprzeładowane :)






Te fikuśnie złożone serwety kelnerzy skałdali dosłownie w 2 sekundy... Robiło to duże wrażenie- szczególnie na mnie, nie umiejącej złożyć najprostszego origami... :)




Zdecydowaliśmy się na dania obiadowe spoza karty, 

 zupę grzybową:




i antrykot wołowy:


(słyszałam o kwiatku do kożucha, ale kwiatek do antrykotu wołowego..? :)


do tego piwo Perła, a potem deser, Zupa nic:


obiad był bardzo smaczny, a deser: cudowny!





Na koniec zdjęcia miejsca, które również zrobiło na mnie duże wrażenie. Od razu pozdrawiam i ślę masę serdeczności :P tym, którzy - jak to kiedyś miało miejsce - chcieliby powiedzieć mi, że jestem poje_ana, bo je fotografuję (chociaż nie sądzę, aby odkąd mam zablokowane anonimowe komentarze był ktoś taki odważny), a nie oszukujmy się jest to w restauracjach - i nie tylko - ważne miejsce... Mowa tu o toalecie, która w tym wypadku - całkowicie mnie rozbroiła...  Miałam wrażenie, że wchodzę do jakiegoś przytulnego pokoiku w podziemiach (bo i jest w piwnicy), pierwszy raz w życiu widziałam taki wystrój toalety... Być może nawet oniemiałam - nie wiem, bo przecież i tak nic nie mówiłam... :)





Chcę jeszcze dodać, iż podzieliłam się tymi wrażeniami z koleżanką która powiedziała mi na to, że słyszała w TV, że jakiejś gwieździe tak podobała się toaleta w tej chyba właśnie restauracji (a przynajmniej na pewno w jednej z restauracji Magdy Gessler), że piła w niej szampana z właścicielką...
To znalazłam w Internetach:

"Okazuje się, że Sharon Stone tak się spodobała jedna z toalet Gessler, że zaprosiła restauratorkę po wspólnej kolacji na rozmowę, a sam Placido Domingo pochwalił jedną z jej toalet.
Moje przygody w toaletach, czyli w tzw. kiblach są fenomenalne. Na koniec cudownej kolacji Sharon Stone zaprosiła mnie na szampana do mojej toalety. To jest toaleta na bardzo intymne rozmowy, że nikt nas nie będzie słyszał w tych podziemiach, w tym przepięknym anturażu, gdzie palą się świece, pachnie jaśminem i że ona siedząc na kibelku ucięła sobie najlepszą na świecie rozmowę ze mną, kobiecą. "
 http://jastrzabpost.pl/newsy/magda-gessler-uciela-sobie-pogawedke-z-sharon-stone-na-kibelku-to-nie-jedyna-kiblowa-historia-ktora-opowiedziala-magda_58461.html


No to się w sumie nie dziwię Sharon Stone... :)
Nie rozumiem oburzania się i zniesmaczenia taką tematyką, jakiejś zbędnej wstydliwości i zdziwienia,  przecież to ważna i praktyczna rzecz, a jeśli coś wyróżnia się na plus, to czemu tego nie pokazywać i o tym nie wspominać przy okazji? To jeszcze jeden dowód na to, że cały wystrój lokalu jest przemyślany i dopieszczony od A do Z, od schodków wejściowych po papier toaletowy.








13 komentarzy:

  1. ale klimatycznie! <3 nawet toaleta w staroświeckim stylu, masakra :D cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Pod każdym względem :) Tak kulinarnym jak i estetycznym, plus tradycja i historia tego miejsca :) Dlatego traktuję takie wizyty jak wycieczkę, chociaż ta akurat restauracja jest w Warszawie, z którą mam do czynienia, i którą znam- i to całkiem dobrze - od lat. a jednak to dla mnie wyprawa w interesujące, i nieznane mi dotąd, rejony :)

      Usuń
  3. Oj tak :) A owa grzybowa- bardzo dobra, taka... domowa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo klimatyczne miejsce, a toaleta bardzo pomysłowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miejsce wygląda super, muszę namówić męża na taki wypad do luksusowej restauracji ☺

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do pozostawiania komentarzy i z góry za nie dziękuję :)
Zaglądam na blogi moich Komentatorów, i najczęściej również je obserwuję.
Komentarze zawierające link nie będą publikowane, potrafię Was znaleźć! :)

Copyright © 2014 Wszystkie moje bziki , Blogger